Zayn
-Prawdę mówiąc istnieje jeszcze jedna taka osoba- odezwał się w końcu ojciec Kim.
-To świetnie. Jeśli zgodzi się na badania istnieje duże prawdopodobieństwo zgodności tkanek- powiedział lekarz.
-To może być dość trudne- powiedziała cicho pani Walker, powstrzymując łzy.
Nie wiedziałem o co im chodzi i najwyraźniej nie byłem jedyny. Nawet Rey, ich syn miał dość zaskoczoną minę.
Nie wiedziałem o co im chodzi i najwyraźniej nie byłem jedyny. Nawet Rey, ich syn miał dość zaskoczoną minę.
-Proszę pamiętać, że tutaj liczy się czas- zaznaczył doktor.
-Tak oczywiście. Na razie dziękujemy za wszystko, do widzenia- po tych słowach wszyscy opuściliśmy gabinet lekarza.
-Co to miało być? Jakie jeszcze rodzeństwo?!- Rey od razu na nich naskoczył.
-To dość trudne synku- zaczęła jego matka, gładząc jego ramię.
Ja tylko stałem z boku i przysłuchiwałem się temu wszystkiemu. Jeśli istnieje szansa na uratowanie Kim, muszę ją poznać.
Ja tylko stałem z boku i przysłuchiwałem się temu wszystkiemu. Jeśli istnieje szansa na uratowanie Kim, muszę ją poznać.
-Powiedzcie mi w końcu, po prostu o co chodzi- Rey był coraz bardziej zniecierpliwiony, chociaż dość opanowany.
-To było dawno, bardzo dawno temu- zaszlochała jego matka, spuszczając wzrok.-Co takiego?!- uniósł się nieco.
-Nie krzycz! Nie widzisz, że to dla nas trudne- wtrącił się jego ojciec.
-Dla mnie również...
-Dobrze, już spokojnie. Wszystko ci powiem, ale zacznę lepiej od początku- no tak dalej, dalej- Kiedy miałam osiemnaście lat... Zaszłam w ciążę. Powiem szczerze, że nie był to najlepszy moment. Rozważałam nawet usunięcie dziecka, ale ostatecznie nie potrafiłam tego zrobić. Urodziłam synka... Twojego brata Rey. Moja naprawdę świetnie zapowiadająca się kariera nie pozwoliła mi na wychowywanie dziecka. Razem z twoim ojcem postanowiliśmy oddać Liama- bo tak daliśmy mu na imię do adopcji- wyjaśniła wszystko, a ja stałem tylko z otwartą buzią słuchając tego.
Z resztą tak samo wyglądał Rey.
-Nie wierzę- kręcił z niedowierzaniem głową.
-To wszystko prawda- zapewnił go ojciec.
-I przez te wszystkie lata ukrywaliście przed nami taką ważną informację?!
-Nigdy nie było dobrego momentu.
-Gdzie on mieszka?- wtrąciłem się.
-Nikt cię nie nauczył, że nie przerywa się cudzej rozmowy?!- zwrócił się do mnie poirytowany Walker.
Przewróciłem tylko na to oczami. Wkurzyłem się, ale nie chciałem wywoływać w tym momencie awantury i co najważniejsze zniżać się do jego poziomu.
-Nie kłóćcie się. Najważniejsze jest teraz zdrowie Kim- uspokoiła nas pani Walker.
-Musimy się jakoś z nim skontaktować i nakłonić do badań- powiedział Rey, jakby czytał mi w myślach.
-Od wielu lat nie utrzymujemy już z nim, ani z domem adopcyjnym kontaktu- wyjaśnił jego ojciec.
-Leon, przecież jesteś znanym politykiem i biznesmenem. Wykorzystaj to i znajdź... naszego syna- zaproponowała Sophie, ostatnią część zdania wypowiadając nieco ciszej.
Było po niej widać, że jest jej naprawdę ciężko.
-To nie jest takie łatwe...
-Oh człowieku przestań w końcu interesować się wyłącznie swoim tyłkiem, pieniędzmi i ciepłą posadką, a zrób coś ze sobą i zauważ w końcu, że masz wokół siebie naprawdę wspaniałych, kochających cię ludzi! Nie wiem jak oni wszyscy z tobą wytrzymują, ale powinieneś im być za to naprawdę wdzięczny! I doceń to co masz, bo kiedyś możesz zostać całkiem sam...- wybuchnąłem.
Wszyscy tylko stali z otwartymi ustami i patrzyli się na mnie. Nikt nic nie powiedział.
-Idę do Kim- machnąłem na nich zrezygnowany i odszedłem.
-Coś się stało?- zapytała od razu dziewczyna, kiedy tylko wszedłem do sali.
Byli tam też Niall i Chris.
-Nie, wszystko jest okej- powiedziałem po czym pocałowałem ją w czoło i usiadłem obok łóżka.
-Wydajesz się zdenerwowany- drążyła nadal.
-Nie, wydaje ci się tylko- uśmiechnąłem się żeby uwiarygodnić moją wypowiedź- Oj nie patrzcie się tak na mnie wszyscy, naprawdę nic się nie stało- przewróciłem oczami.
Nie mogłem jej na razie powiedzieć o Liamie. Nie mogłem dawać jej nadziei, kiedy nawet nikt nie wiedział gdzie on jest, a nawet, że ktoś taki istnieje.
-No dobra, o czym my to rozmawialiśmy...- zaczął Niall, ale lekarz, który właśnie wszedł do sali przerwał mu.
-Musimy zabrać teraz Kimberly na badania- wyjaśnił przyczynę, swojego przyjścia- Może to trochę potrwać, więc zalecałbym wrócenie dopiero jutro- dokończył, patrząc na naszą trójkę.
-Tak, jest już dość późno. Wracajcie do hotelu- poparła go Kim.
-Dobrze. Kocham cię Kim- powiedziałem całując ją w policzek na pożegnanie.
-Ja ciebie też Zayn- posłała mi uroczy uśmiech po czym wyszedłem z sali.
Na korytarzu nie było już rodziny Walkerów, więc postanowiliśmy wrócić do hotelu.
-No dobra Zayn. Mów o co chodziło- zażądał Niall, kiedy tylko wsiedliśmy do taksówki- Naprawdę byłeś wściekły i nie licz na to, że ten twój uśmieszek mnie przekonał, że było inaczej.
-Nie chciałem nic mówić przy Kim, bo to dość delikatna sprawa- zacząłem.
-No, ale powiedz w końcu- pośpieszał mnie Chris.
-Pamiętacie jak lekarz mówił, że największe prawdopodobieństwo zgodności tkanek występuje pomiędzy rodzeństwem?- pokiwali głowami w odpowiedzi- No... To okazało się, że Kim ma jeszcze jednego brata. Tyle, że jej wspaniali, nieskazitelni rodzice oddali go do adopcji zaraz po urodzeniu- wyjaśniłem wszystko, a oni zachowali się tak, jak ja, kiedy się o tym dowiedziałem.
-Kuźwa, czuję się jakbym grał w jakiejś kiepskiej, hiszpańskiej telenoweli- skwitował wszystko blondyn, na co wszyscy trzej się zaśmialiśmy, chociaż sytuacja wcale nie była taka zabawna.
-Myślisz, że jakoś go znajdą?- zapytał Chris.
-Mam nadzieję, że tak. Jest duże prawdopodobieństwo, że uratuje Kim. Nawet nie chcę myśleć, co by było gdyby nie znalazł się żaden dawca...
Następnego ranka obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Znalazłem go leżącego pod poduszką i zobaczyłem, że dzwoni do mnie Rey.
-Słucham- powiedziałem nieco zachrypniętym głosem.
-Zayn, dzięki twojej wczorajszej gadce mój ojciec tak się postarał, że zdobył dokładny adres tego chłopaka- powiedział od razu.
Ha, ja to umiem wpływać na ludzi...
-Błagam powiedz tylko, że on nie mieszka na pieprzonym końcu świata...
-Mieszka w Newcastle. To jakieś pięć godzin samochodem od Londynu- wyjaśnił.
-Świetnie. Muszę załatwić sobie tylko jakieś auto i jadę- zadeklarowałem.
-Jadę z tobą. Możemy wziąć mój samochód- zaproponował.
-Spoko, za pół godziny jestem u ciebie- powiedziałem i zakończyłem połączenie zrywając się z łóżka.
Brałem prysznic wczoraj wieczorem, więc wygrzebałem z torby tylko jakieś czyste ciuchy i szybko się w nie przebrałem. Przeczesałem włosy, doprowadzając je do porządku, po czym poszedłem do kuchni i zacząłem przygotowywać dla siebie kawę. Nie było czasu na jedzenie śniadania. Może później nadarzy się do tego okazja na jakiejś stacji benzynowej.
-Człowieku co ty robisz o siódmej rano?- ze swojego pokoju wyszedł zaspany Niall.
-Jest już prawie ósma, a tak w ogóle to jadę do brata Kim- wyjaśniłem, zalewając kubek wodą.
-Czyli jednak jakoś go znaleźli. Gdzie mieszka?
-W Newcastle- odpowiedziałem szybko.
-Lepsze to niż jakieś Chiny czy coś w tym stylu- zaśmiał się- Tak w ogóle to czekaj na mnie, jadę z tobą- powiedział i wrócił do swojego pokoju.
-Chris wstawaj! Jedziemy do Newcastle!- krzyknął blondyn wracając do kuchni dwie minuty później, zapinając pasek od spodni.
-Nie musicie jechać. Dam sobie rade sam, znaczy z Rey'em- powiedziałem, kiedy Chris wyszedł z pokoju w samych bokserkach.
-Newcastle? Po co do Newcastle?- zaczął dopytywać.
-Po brata Kim- wyjaśnił mu Niall, kiedy ja kończyłem swój napój.
-W takim razie czekajcie na mnie- powiedział i wrócił do pokoju, pewnie po to by się ubrać.
-Umówiłem się z Rey'em, że za dziesięć minut będę u niego.
-Dobra, dobra już idę- poinformował mnie Chris, który wstał najpóźniej i jakby nie patrzeć miał najmniej czasu na ubranie się.
Nagle poczułem wibracje mojego telefonu. Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni spodni i okazało się, że dostałem wiadomości od Rey'a
Rey: Jestem pod hotelem.
Schowałem telefon z powrotem nawet nie odpisując, a pięć minut później cała nasza czwórka była już w drodze do Newcastle.
-Clayton St to tutaj- powiedział Rey po długich pięciu godzinach jazdy.
Z każdą godziną zaczynałem coraz bardziej się stresować. W głowie miałem ciągle to samo pytanie "A co jeśli się nie zgodzi?" "A jeśli jest dupkiem i nie pomoże Kim?". Może i nawet bym się aż tak bardzo nie zdziwił gdyby się nie zgodził, bo to przecież oni porzucili go kilkadziesiąt lat temu, ale może jednak rzeczywistość okaże się inna? Mam przynajmniej taką nadzieję.
-Co mu powiemy?- zapytałem wysiadając.
-Prawdę. Chyba, że masz jakiś lepszy pomysł?
Dom przed którym się znajdowaliśmy nie wyróżniał się niczym szczególnym spośród pozostałych domów na tej ulicy. Wyglądał dość przytulnie i był dość duży, więc mogłem z tego wywnioskować, że pewnie nie mieszkał sam.
Wszyscy stanęliśmy przed drzwiami, puszczając oczywiście przodem Rey'a. Zastanawiał się chwilę, aż w końcu zdobył się na odwagę i nacisnął na dzwonek. Czekaliśmy chwilę aż w końcu drzwi otworzyły się, a w nich stanęła wysoka brunetka o lekko kręconych, długich włosach i w okularach na nosie.
-Dzień dobry- przywitał się Rey- Czy zastaliśmy może Liama?- zapytał.
-Tak, mąż jest w salonie, ale o co chodzi?- była trochę zmieszana.
No, ale nie codziennie zastaje się przed swoimi drzwiami czwórkę zupełnie obcych facetów.
-Mamy do niego ważną, naprawdę ważną sprawę. Możemy wejść?- wtrąciłem się.
-No dobrze- zgodziła się po chwilowym namyśle- Ale bądźcie cicho, dopiero uśpiłam naszą córeczkę- ostrzegła na co my pokiwaliśmy tylko głowami.
-Caroline coś się stało? Co to za ludzie?- w przedpokoju pojawił się mężczyzna, obejmując kobietę w tali.
-Mówią, że mają do ciebie ważną sprawę- wyjaśniła mu.
-O co chodzi? Kim jesteście?- zwrócił się do nas.
Był lekko poddenerwowany.
-Możemy porozmawiać na osobności?- zapytał Rey.
-W takim razie wyjdźmy przed dom- zaproponował- A teraz mówcie w końcu o co chodzi- zażądał.
-To dość trudne- zaczął Rey- Bo ja... jestem twoim bratem- powiedział w końcu, a Liam otworzył usta ze zdziwienia.
-Jak to bratem?
-Po prostu. Dopiero niedawno dowiedziałem się o twoim istnieniu- wyjaśnił.
-I tak nagle, bez żadnego powodu postanowiłeś się ze mną spotkać?- zapytał ironicznie, na co Rey tylko spuścił głowę.
-Niezupełnie.
-Wiedziałem. A więc czego chcecie?- spojrzał na każdego po kolei.
-Chodzi tutaj o Kimberly, to znaczy moją, naszą siostrę. Niedawno zdiagnozowano u niej białaczkę. Potrzebny jest przeszczep i...
-I chcecie żebym był dawcą- dokończył za niego Liam.
-Wszyscy ją kochamy. Naprawdę dużo wycierpiała w życiu, a teraz jeszcze to. Nie zasługuje na to, nie zasługuje by tak cierpieć- wtrąciłem się, próbując go jakoś przekonać żeby się zgodził.
-Naprawdę cię potrzebujemy- dodał Rey.
-Przez ostatnie dwadzieścia pięć lat jakoś mnie nie potrzebowaliście. Wychowałem się w domu dziecka. Żyłem bez rodziców, bez miłości rodzicielskiej. Nie wiecie jak to jest, wszyscy pewnie mieliście wspaniałe dzieciństwo- wyrzucił nam.
-Zdziwił byś się- mruknęliśmy wszyscy czterej.
-To nie tak, że cię nie potrzebowaliśmy. Do wczoraj nawet nie wiedziałem, że mam brata- mówił dalej Rey.
-W takim razie nadal możesz udawać, że mnie nie ma- rzucił Liam. W pewnym sensie rozumiałem jego irytacje, ale także liczyłem, że w końcu się ugnie i jednak pojedzie z nami.
-Ale jesteś i jesteś nam potrzebny. Nie tylko ze względu na chorobę Kim, ale dlatego, że jesteś częścią naszej rodziny. Rodzicie bardzo żałują tego co zrobili. Matka przepłakała wczoraj cały dzień. Na pewno byłaby szczęśliwa gdyby cię zobaczyła- przekonywał Rey.
-Mam teraz swoją rodzinę, tutaj w Newcastle. W końcu udało mi się ułożyć sobie życie. Nie mogę teraz roztrząsać starych spraw.
-A co jeśli ona umrze? Będziesz musiał żyć ze świadomością, że jej nie pomogłeś, chociaż mogłeś to zrobić- tym razem ja zabrałem głos.
-Muszę wracać, żona na mnie czeka- zmienił temat, chociaż wiedziałem, że moje słowa w niego uderzyły.
-W takim razie dobrze. Wracamy do Londynu i powiemy Kimberly, że jej jedyna szansa na przezwyciężenie choroby właśnie zniknęła- powiedziałem i wszyscy czterej odwróciliśmy się w stronę samochodu.
-Kiedy ja...- zaczął zamykając oczy, po czym potrząsnął głową, jakby chciał pozbyć się jakiejś myśli- Do widzenia- zakończył, po czym zniknął za drzwiami domu.
Nam nie pozostało nic innego jak wracać z powrotem do Londynu i szukać jakiegoś innego ratunku dla Kim.
Kiedy czytałam poprzedni rozdział to miałam takie wrażenie że mowa była o Raju a nie o Liam'ie i wreszcie pojawił się Liam .
OdpowiedzUsuńCzemu ryczę ....
OdpowiedzUsuńswietny i liam musi pomoc! :))
OdpowiedzUsuńOMG!! Next
OdpowiedzUsuńLIAAAAAAAM!
OdpowiedzUsuńBO CIĘ ZNAJDĘ I UKATRUPIĘ.
Liam musisz jej pomoc!
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać wczoraj, właśnie nadrobiłam wszystkie rozdziały. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy, bo opowiadanie jest naprawdę cudowne, czytałam je w napięciu, czasem z uśmiechem na ustach. Piszecie świetnie. Chciałabym was poprosić o informowanie o nowych rozdziałach tutaj: pannanikt001.blogspot.com Pozdrawiam, życzę dużo weny. Trzymajcie się ;)
OdpowiedzUsuńŻe co?! Liam prosze zgódź się!!😍 szybko next plz 😍😍❤❤❤❤😭
OdpowiedzUsuńKiedy będzie następny rozdział ?
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział ! Zaczęłam czytać to ff dwa dni temu i po prostu nie mogłam się oderwać ! Czekam na następny ❤
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuńjejkuuu Liam musisz pomoc bo inaczej cie udusze kim musi zyc! :( nastepny!
OdpowiedzUsuń